III Charytatywny Dogtrekking w Zabrzu 24.09.2017
Nasz udział w tym dogtrekkingu stał pod wielkim znakiem
zapytania. Z różnych powodów. W sumie to zwlekałam do ostatniego momentu.
Dosłownie w ostatniej chwili wysłałam swoje zgłoszenie – było może jeszcze
jakieś 10 miejsc. :D Szybki przelew, wiadomość do organizatorów i
zarezerwowanie miejsca. ;-) Udało się i
w tym roku również wspomogliśmy podopiecznych schroniska Psitulmnie w Zabrzu (łącznie
zebrano 6462,84 zł), a także razem z innymi świętowaliśmy 5 urodziny sklepu
PetSmile!
Organizatorzy, tak jak i w tamtym roku, spisali się na medal.
Pogoda chyba każdemu spędzała sen z powiek, dlatego tym bardziej należą się
ogromne podziękowania dla wszystkich odpowiedzialnych za to wydarzenie.
Przygotowanie tak dużej imprezy z udziałem psów, wymaga nie lada wysiłku. Dodatkowo
ogarnięcie urodzinowego pikniku, na który mogli przyjść wszyscy chętni, nie
tylko uczestnicy dogtrekkingu. Mnóstwo konkursów, zabaw, stoisk z psimi
akcesoriami… Wymagało to ogromnej organizacji, ale na szczęście nikt się nie
poddał! :-)
Przyznam szczerze, że kilka dni przed zawodami, nasz udział
ponownie zaczął stać pod znakiem zapytania. Ulewa była nie do pokonania, a my bylibyśmy
przemoknięci do suchej nitki już przed startem. Na szczęście nasze prośby
zostały spełnione i w dzień zawodów nie padało! :D A nawet momentami, zza chmur
nieśmiało wyglądało słońce! Więc pogoda do marszu była wymarzona. Fartem było
też to, że mogłam zabrać się z koleżanką samochodem, więc kwestia transportu
odpadała. Oczywiście musiałam o czymś zapomnieć – o macie samochodowej. Więc chcąc nie chcąc, pies musiał podróżować w
bagażniku. Ku mojemu zaskoczeniu, Karo dzielnie
zniósł całą podróż w towarzystwie swojego psiego kumpla. :-)
Po odprawie weterynaryjnej, odebraniu numerka i pakietu startowego, byliśmy gotowi do marszu. Czekaliśmy jakieś 20 min i mogliśmy ruszać. Przed
nami trasa MID (ach, jak to pięknie brzmi!) - 15 km. Niestety nie byłam w tym
dniu w formie i czas przejścia zajął nam 3:30 min. W mojej kategorii zajęłam
trzecie miejsce od końca. :D Cóż, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!
:P Ogólnie trasa była wymagająca ze względu na warunki atmosferyczne i deszcz,
który nie opuszczał nas praktycznie do dnia przed zawodami. Więc błoto i
kałuże, ku uciesze psów, były nieodłącznym elementem trasy. Dodatkowo trasa była tak zaplanowana, że
teoretycznie należało przejść przez rzekę. Jednak po tak intensywnych opadach,
było to w zasadzie niemożliwe. Zostało nam przejście górą i, uwaga!, wspinanie
się po betonowym, dość stromym podejściu (od razu mówię, BEZPIECZNYM). Na
szczęście za drugim razem mogliśmy wspinać się po trawie. :-) Jakby tego było mało,
o mały włos, a stracilibyśmy kolejną adresówkę (chwała, że była ona metalowa i
usłyszałam jak spada na ziemię!) i jakimś cudem odpięła mi się linka z
amortyzatorem, do której był przypięty pies. :D Do dzisiaj nie wiem jak się to stało. Widać, podczas
dogtrekkingu wszystko jest możliwe. ;-)
Jak zawsze na takich imprezach, spędziliśmy miło dzień w
super towarzystwie. Po roku czasu udało mi się spotkać z koleżanką i jej
sheltie, Gają. Byłam zaskoczona, że Karo od razu je poznał. Serio, myślałam, że
będzie jakieś szopki odwalał. :D Ogólnie jego zachowanie było rewelacyjne, nie
mam się do czego przyczepić. Mówię Wam, pies mi się zmienił.
Dogtrekking w Zabrzu staje się naszą coroczną tradycją, podobnie
jak ten w Tychach. Z niecierpliwością czekamy już na kolejny wypad, a w Tychach
i Zabrzu widzimy się za rok! ;-)
Nie liczy się zajęte miejsce, a pomoc zwierzakom :-) Gratulacje!
OdpowiedzUsuńPewnie, że tak! Pomoc zwierzakom na pierwszym miejscu ;-) Dziękuję! :-)
Usuń